Milczący
przyjaciel (guevara57) Zmierzchało. Od rana przeszliśmy
z przyjacielem kawał drogi w piekielnym upale. Byłem głodny i zmęczony, czas było
na kolację i nocleg. Porośnięty kępkami pożółkłej trawy placyk u stóp niewielkiej
wapiennej skałki nieźle nadawał się na biwak. Z ulgą zdjąłem plecak z przepoconego
grzbietu i wyładowałem graty. W parę minut postawiłem namiot i przygotowałem legowisko.
Poszliśmy po drewno na ognisko w stronę pobliskiego piaszczystego pagórka, z rzadka
porośniętego rachitycznymi brzózkami i sosnami. Pozyskanie kilku uschniętych gałęzi
z pomocą przyjaciela nie zajęło nam wiele czasu. Przywlokłem opał pod skałkę a
z jej spękanej powierzchni zgarnąłem kilka garści wysuszonego na pieprz mchu,
który miał posłużyć za podpałkę . Przyjaciel porąbał drewno, skrzesał iskry na
ognisko i przygotował kilka kromek chleba z salami. Ugotowałem w menażce zupkę
z torebki. Nie była najlepsza ale wraz z kanapkami zaspokoiła głód. Łyk wody z
manierki zakończył kolację. Położyłem się blisko ogniska, co
jakiś czas dokładając do niego drewna. Przyjaciel zajął miejsce obok mnie. Na
ciemnym niebie w lukach między chmurami przeświecały gwiazdy. Wiał wiatr ale nam,
ukrytym za skałką, nie dokuczał. Przy ognisku było ciepło i zacisznie. Jak
myślisz - zapytałem - damy radę dojść jutro do celu? Mój przyjaciel
nie odpowiedział. Znałem go doskonale, rozumieliśmy się bez słów. Łączyła nas
szorstka, męska przyjaźń. Nie zawsze traktowałem go dobrze, jednak on wiernie
tkwił przy mym boku i nigdy mnie nie zawiódł. - Wiem, wiem
- ciągnąłem - musi nam się udać. To kwestia honoru. Nic nie
powiedział, sprawa była oczywista. - A w ogóle jak się czujesz?
Bywało lepiej, co? Zamarł w bezruchu. Zrozumiałem, że go
uraziłem. - Przepraszam stary, tak tylko gadam. Wiem, że twardziel
z ciebie. A że wyglądasz na zmęczonego? Szczerze mówiąc ja ledwo żyję. Obu nam
należy się porządny wypoczynek po powrocie do domu. Milcząco
potwierdził moje wywody. W blasku dogasającego ognia widziałem jego ostry profil.
Chrząknąłem i powiedziałem: - Czasami się zastanawiam, po jaką
cholerę włóczymy się tyle czasu po różnych pustkowiach? Co my chcemy udowodnić
i komu? Może czas z tym skończyć? Nie potwierdził ale i nie
zaprzeczył, kontynuowałem więc swój monolog. - Z drugiej strony
każdy dzień na szlaku jest sprawdzianem możliwości, swoistym egzaminem na mężczyznę.
Jeśli kiedyś przegramy, to przynajmniej z honorem. Zresztą prawdziwy mężczyzna
powinien umrzeć w butach a nie w kapciach, czyż nie? Nie musiał
nic mówić, znałem jego odpowiedź. Dodałem więc: - Jak cię
znam, nie chciałbyś zardzewieć w domowym ciepełku. Jesteś stworzony do ciężkiej
pracy a nie do wygodnej ale gnuśnej egzystencji. To ty mnie nauczyłeś, że mężczyzna
powinien być jak nóż: mocny, niezawodny i użyteczny. Milczał.
I ja umilkłem. Pogrążyłem się w zadumie. Wiele dróg przeszliśmy razem. Nieraz
było ciężko ale dzięki jego pomocy dałem radę. Wiedziałem, że dopóki jest ze mną,
mam szansę. Od położonych niżej trawiastych nieużytków powiało
chłodem. Ognisko dawno wygasło i poczułem, że robi mi się zimno. Spojrzałem na
fosforyzujące wskazówki zegarka: za godzinę północ. - No bracie,
chodźmy spać - powiedziałem. Jutro czeka nas ciężki dzień. Podnieśliśmy
się z ziemi i wczołgaliśmy do namiotu. Wsunąłem się do śpiwora i zamknąłem oczy.
Obok spoczywał mój przyjaciel. Nóż. Bushcraft FG 22 od Tlima. guevara57 |